Wracamy do Waszych historii. Tym razem przed Państwem Sebastian Kowalski, czyli człowiek, który pomimo swojej niepełnosprawności, żyje niezwykle aktywnie i spełnia się na różnych polach. Zarówno zawodowo oraz prywatnie. O tym, a także o kilku innych aspektach, porozmawialiśmy z nim. Zapraszamy do lektury!
Niepełnosprawność dla wielu osób kojarzy się jednoznacznie. Z tym, że człowiek ma pewne ograniczenia, których choćby chciał, nie jest w stanie „przeskoczyć”. Jednak jak zapewnia nasz rozmówca, dzięki swojej dużej determinacji, był w stanie świetnie poradzić sobie w swojej sytuacji. „Jak dla mnie nie było ciężko. Wynika to z tego, że byłem niepełnosprawny od urodzenia i za bardzo innego życia nie znam. Moja mama zawsze bardzo dbała o to, abym był jak najbardziej samodzielny i niezależny. Wiele niezależności i zaradności nauczyły mnie obozy ruchu „Wiara i Światło” – jedyna organizacja w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych. Myślę, że gdybym jutro cudownie ozdrowiał, to trochę by mi zajęło żeby się na nowo przystosować” – rozpoczął Sebastian.
Sebastian wspomniał o obozach ruchu, które odbywały się już w latach osiemdziesiątych. Jak jego zdaniem zmieniło się postrzeganie osób z niepełnosprawnościami na przestrzeni lat „Powiem tak: od małego byłem wychowywany i traktowany jak osoba pełnosprawna, oczywiście z pewnymi ograniczeniami. Chodziłem do masowej szkoły podstawowej, średniej i policealnej.” – zdradza. „Jestem niestety w takim wieku, że w czasie mojej edukacji nie za bardzo były szkoły integracyjne. Dla mojej mamy naturalnym było, że mam iść do masowej szkoły podstawowej. Fakt jest taki, że swoją podstawówkę widziałem z okna więc daleko nie miałem” – wspomina.
„Po skończeniu podstawówki nadszedł czas na szkołę średnią. Wybór padł na liceum, które było już trochę dalej i trzeba było się zaprzyjaźnić bliżej z komunikacją miejską. Tak zwane dowozy dopiero startowały i ja się nie załapałem. Trzeba też uczciwie powiedzieć, że mnie jako osobie na co dzień poruszającej się o kulach na pewno jest łatwiej w tej kwestii.” – kontynuuje.
„Wracając do pytania, wydaje mi się że nigdy specjalnie nie czułem się jakoś nadto dyskryminowany, gorzej traktowany w szkole czy pracy. Oczywiście czasem zdarzały się jakieś dziwne sytuacje, ale naprawdę incydentalnie. sytuacje w tramwaju czy autobusie. Teraz jeżdżę samochodem więc problem sam się rozwiązał. Na pewno teraz jest z tym dużo lepiej niż te 20-30 lat temu.” – ocenia.
Prawdopodobnie najgorszym uczuciem w życiu wielu osób z niepełnosprawnościami jest litość. Z nią ludzie o pewnych ograniczeniach zdrowotnych, spotykają się dosyć często. Z drugiej strony występuje podziw, o czym mówi nam Sebastian. „Ja raczej nie spotykam się z litością. Może to zabrzmi nieskromnie, ale raczej ludzie mi gratulują i dziwią się mi się, że chce jeździć na handbike, iść na basen czy na siłownię. Bo im to się już nic nie chce.” – mówi.
„Pewnego razu zdarzyła się jednak pewna zabawna sytuacja. Przyjechaliśmy na wakacje z małymi dziećmi do Jurgowa – małej wsi przy granicy. Dość długo tarabaniliśmy się z samochodu z kulami, wózkiem, nosidełkiem i torbami. Cały czas przyglądała nam się starsza pani siedząca na ławce przed domem. Po kilku minutach wykrzyknęła: „Ojej, ale kulawego męża sobie pani znalazła! Nie lepiej zdrowego?!”. Omal nie umarliśmy ze śmiechu.
To było jakieś 16 lat temu. Teraz postrzeganie osób z niepełnosprawnością zmieniło się na lepsze. Jesteśmy mniej egzotyczni.” – żartuje.
Ogromną rolę w życiu Sebastiana pełni sport, który wypełnia znaczną część jego życia. Jest to dla niego zarówno forma relaksu, a także walki o swoje zdrowie… „Sport jest dla mnie formą rehabilitacji i sposobem na spędzenie wolnego czasu, którego w momencie, gdy dzieci są już dorosłe mam znacznie więcej.” – mówi. Czy oprócz sportu nasz bohater ma jeszcze jakieś pasje lub sposoby na spędzenie czasu? „Standardowo – film na Netfliksie, posłuchać audiobooka, czy jakiś podcast. Może to zabrzmi dziwnie ale lubię też chodzić do pracy, nie wyobrażam sobie siedzenia w domu bezczynnie, bez pracy.” – zaznacza.
Sebastian może być także przykładem dla wielu osób, że mimo niepełnosprawności, można stworzyć świetną relację z drugim człowiekiem.
„Sytuacja rodzinna: żona, dwójka dzieci: dziewczyna i chłopak, pies i dwa koty oraz mieszkanie na kredyt – czyli chyba standard.” – rozpoczyna. „Nie miałem żadnych obaw przed wejściem w relację – nie wiem, jak żona – trzeba by ją zapytać. Na pewno na początku, gdy pojawiły się małe dzieci, było ciężko, bo to żona musiała ogarnąć więcej fizycznych rzeczy (typu np. zakupy czy wychodzenie i wracanie ze spacerów. Mieszkamy i zawsze mieszkaliśmy na trzecim piętrze bez windy). Starałem się oczywiście pomagać w wielu czynnościach, ale na pewno nie miała łatwo. Gdyby nie ona, nie byłbym teraz w tym miejscu gdzie jestem. Czyli stare powiedzenie, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi mądra kobieta okazało się w moim przypadku również prawdą.” – stwierdza.
Nie mogliśmy nie zapytać także o Fundację Brak Barier. W jaki sposób nasz bohater dowiedział się o naszych działaniach? „Dowiedziałem się z Facebooka, zobaczyłem reklamę treningów i zawodów Crossfit i po jakimś czasie Rafał Pawłowski odezwał się do mnie na Messengerze. Trochę trwało zanim zorganizowałem sobie wózek, aby móc uczestniczyć w zajęciach, które naprawdę lubię.” – zaznacza.
I na koniec zapytaliśmy Sebastiana, jakie są jego cele, marzenia na najbliższe miesiące lub lata… „Na pewno chciałbym lepiej nauczyć się jeździć na wózku aktywnym, ukończyć na handbike Maraton Krakowski poniżej dwóch godzin, także doczekać się wnuków i znów chodzić na spacery do parku Jordana” – zakończył.
Rozmawiał: Arek Warchał
Poznaj wcześniejszych bohaterów: Wszystkie historie